A tymczasem w Danii...

To content | To menu | To search

Tag - Polen

Entries feed - Comments feed

Tuesday, August 6 2013

Powrót do przeszłości czyli przypadki pewnego hotelu latem 2013

Zanim będzie o hotelu, tym hotelu, bo to on dodał nieoczekiwanego kolorytu wakacjom, słów kilka o moich wakacjach, chyba po raz ostatni ograniczonych szkołą. Teraz to już jedyną barierą będzie brak pracy i kasy, heheheee. Zaczęły się w Poznaniu u kresu festiwalu Malta. Załapałam się jedynie na koncert Dyjaka na placu Wolno (potem jeszcze na Moritza czy cos w tym stylu). Plac Wolności wreszcie świetnie wykorzystany przy okazji letniego festiwalu, mam nadzieję, że miasto zobaczyło, że w zasadzie cały czas powinien być udostępniany mieszkańcom, ale to chyba temat na inny post… Szlag mnie oczywiście trafiał, że Malta mi przeszła obok nosa, teraz mi przechodzi, czy raczej przepływa Transatlantyk, w ogóle jak byłam w Polsce uciekł mi jeszcze Aarhus Jazz Festival. Czyli lato straconych festiwali, kurde… Czas w Poznaniu przebiegł jak szalony między spotkaniami z przyjaciółmi, wizytach u nich, grilu przy basenie u Wesołego, imprezach Basilium, wizycie w Kaliszu, chodzeniu po mieście. Zawsze tego czasu tam za mało, zawsze mam niedosyt. Z Kimem zwiedziłam Wrocław. Nie znałam tego miasta, choć to miasto studenckie Mamy, bardzo się zmieniło od jej studiów, jak bardzo - tego niestety się nie dowiem, ale zrobiło na mnie wrażenie, zawsze rzeka przepływająca przez duże miasto daje mu szczególny, niepowtarzalny charakter. Taki jest Berlin, Londyn, Bilbao - które lubię szczególnie i w mniejszej skali - Bydgoszcz, Kalisz albo Aarhus. Po Poznaniu przyszedł czas na wypad do ciepłych krajów i polecieliśmy do Chorwacji, bo to kraj, gdzie mogłabym jeździć co roku. Na początku był Dubrovnik. Wspaniały ze swoimi murami naokoło starego miasta, wąskimi uliczkami z donicami pełnymi kwiatów, nad którymi suszy się pranie, portowymi knajpkami z rybami i owocami morza i widokami na przepiękny Adriatyk. Trochę mniej wspaniały jest właśnie w sezonie, z tysiącami turystów przyjeżdżającymi na jedniodniowe wycieczki, mało starającą się obsługą gastronomiczną i zawyżonymi cenami. Stare miasto mogliśmy podziwiać z naszego apartamentu na wzgórzu, po tym jak się tam wdrapaliśmy po 250 stopniach… Pojechaliśmy stamtąd na jeden dzień do Czarnogóry, najdroższego kraju na Bałkanach, które mimo, że nie jest w UE, używa euro jako swojej waluty. Moim zdaniem, bardzo to na rękę bogatym Rosjanom, którzy mają w tym maleńkim kraju swoje firmy i pokupowali sobie luksusowe rezydencje w Budvie, zwaną Monte Carlo Bałkanów. Budva to właśnie drogi kurort, gdzie łatwiej znaleźć na ulicy sklep Diora niż zwykły supermarket. Rosyjski jest wszechobecny, knajpy wieszają menu po rosyjsku - dla rusofilów raj! Bardziej mi przypadł do gustu malutki Kotor, ze starym miastem wpisanym na listę UNESCO, z cztero-kilometrowymi murami, które biegną z miasta na wysoką górę, no i pięknymi widokami na góry i morze jednocześnie. Z Dubrovnika to zaledwie godzina samochodem, więc warto! Następnym przystankiem była wyspa Hvar, popłynęliśmy tam promem i już po 8 godzinach byliśmy w najstarszym mieście w Chorwacji, zwanym Stari Grad i dokładnie tak wyglądającym. To nasz faworyt wakacji w Chorwacji, małe miasteczko, gdzie wszędzie można dojść pieszo, z przyjaznymi knajpkami, ładną promenadą w porcie, targiem w centrum, no i normalnymi cenami. Jedyną dziwną rzeczą, której tam doświadczyliśmy był nasz hotel. Ten hotel.

Ale zanim będzie o hotelu, muszę powiedzieć o pocztówce, bo ona mi się skojarzyła z tym hotelem, już na samym początku. To była kartka, którą dostaliśmy od Dominiki ponad 30 lat temu. Kartka było z jakiegoś demoludu, chyba z Bułgarii, nietypowo kolorowa, z ładnymi zdjęciami, no po prostu zachodnia, choć tak naprawdę wschodnia. Nieporadnym charakterem pisma Domka nas informowała (mnie i Bratta), że na śniadanie jest bufet i można jeść tyle, ile się chce. No a poza tym morze ciepłe. I pewnie jeszcze były inne ciekawe fakty, ale kto to dziś pamięta. W każdym razie, w tym hotelu też był bufet. I masa innych rzeczy, które wskazywały na to, że jest to hotel z poprzedniej epoki. Epoki tej kartki od Domki. Hotel nazywa się Arkada i leży dokładnie naprzeciwko przystanku promu Jadrolinia. Czyli jak się stoi przed targiem w Starim Gradzie twarzą do morza, najdalej po lewej stronie mamy prom, a najdalej z prawej strony - hotel Arkada. Wygląda on pięknie z promu. Albo z miasta.


IMG_0150.JPG

Nawet jak się pod nim stoi i widzi się basen na zewnątrz, to wciąż jest nieźle.

IMG_0078.JPG

IMG_0075.JPG

Dopiero w lobby robi się dziwnie. A w pokoju robi się słabo (możliwe, że od braku powietrza, bo nie ma klimy). Lobby jest całe w ciemno-brązowej boazerii i meblach oraz kasetonach i kubikach sufitowych z tego samego drewna.


_MG_7620.jpg


_MG_7639.jpg

Schody szerokie, marmurowe. Posadzka też. Przestrzenie i przepych z lat 70-tych. W windzie dywan, nowy był pewnie 10 lat temu. Na 4 piętrze korytarze już wąskie i duszne. Wreszcie pokój. W zasadzie mieści tylko dwu-osobowe łóżko. Po bokach małe stoliki, jedno krzesło i telewizor tuż pod sufitem (wifi już tylko w sferze marzeń). W korytarzu na 3 kroki - szafa, na oko trzydziestoletnia. Ciężkie, brązowe zasłony, nie wiadomo kiedy prane. Koc w kratę na łóżku. Z lat 80-tych, prany może już w XXI wieku. W łazience spłuczka na sznurek,


_MG_7949.jpg

płytki raczej z obecnego wieku. Wielkim plusem jest balkon z widokiem na morze i port promowy, drzwi otwierają się na pół długości pokoju, więc mamy dopływ powietrza.


_MG_7611.jpg

Drugim wielkim plusem jest brak insektów. Jak zobaczyłam pokój, byłam przekonana, że są… Trzecim plusem jest plaża, gdzie można snorkelować zaraz przy hotelu i, jeśli ktoś lubi - basen ze słoną wodą przy hotelu.


_MG_7644.jpg

Pokój z widokiem na morze, to oferta Delux, 3/4 pokoi miało widok na inne strony świata (hotel ma wewnętrzne, olbrzymie, kwadratowe patio z pawiami - ???), my dostaliśmy dodatkowo upgrade w postaci nie tylko śniadań, ale i kolacji. Ponieważ akurat była pora kolacji, poszliśmy na zwiady. W drodze do stołówki znależliśmy jeszcze salę tv z poprzedniej epoki,


_MG_7627.jpg

następne lobby z kanapami i na końcu była wreszcie stołówka. Ogromna, część stolików na tarasie. Kolacja w formie bufetu nie wyglądała nawet źle. Jakieś mięso, ryby w panierce, ziemniaki, surówki, może nie za bardzo apetycznie-wyglądające, ale za to dużo różnych rzeczy, plus ciasta, owoce. Niestety nie byliśmy głodni, bo jedliśmy na promie. Poza tym była dopiero 18.30 i wciąż było gorąco. Kolacji nie jedliśmy tam ani razu, bo nas po prostu nie było w hotelu między 18.30 a 20.30. Najbardziej nas ucieszyła kartka przy wejściu do stołówki, że nie wolno wynosić jedzenia ze stołówki (inaczej trzeba za nie zapłacić) i była osoba, która tego pilnowała. Zaobserwowaliśmy to na śniadaniu następnego dnia. Niestety ze śniadaniem było gorzej, niż z kolacją. Nie było warzyw, np. pomidorów albo ogórków, kawa była zbożowa (Kim stwierdził: Dziwna ta kawa, pewnie pierwszy raz w życiu pił kawę zbożową!), a reszta, np. parówki, jajecznica, itepe, były po prostu niezjadliwe. Tak więc, zrezygnowaliśmy też ze śniadań. Ostatnią rzeczą, wartą wspomnienia jest sprzątanie, czyli pokojówki. Mają one plan, albo grafik i idą chyba pokój po pokoju, niezależnie, czy ktoś w nim jest. Nie pomaga nawet info na klamce 'Do not disturb'. Walą w drzwi i mówią, że chcą posprzątać pokój. Np. o godzinie ósmej rano. Na travel advisor w jednym komentarzu ktoś napisał, że nie sprzątają w ogóle, to się chyba teraz za bardzo wzięły. Choć z technicznego punktu widzenia, nadal nie sprzątają, bo o tej ósmej wzięłam tylko od nich ręczniki na zmianę, co mi będą się szwędać po pokoju, jak Kim jeszcze śpi! Tak, czy siak, najlepiej omijać ten hotel z daleka, w Starim Gradzie jest mnóstwo apartamentów i można coś znaleźć nawet bez uprzedniego bukowania….

Po wyspie Hvar czekał nas jeszcze trzeci przystanek, w Trogirze, takim Dubrovniku w wersji micro, mieliśmy tam świetny pokój, byliśmy jego pierwszymi użytkownikami, z widokiem na stare miasto z wielkiego tarasu. Z Trogiru udaliśmy się na wycieczki do Splitu (pałac Dioklecjana!) i na wyspę Ciovo na plażę. Relacja fotograficzna z opisami z tych wszystkich miejsc w następnym poście, bo po opowieściach o komunistycznym hotelu, nie mam na resztę na razie siły!