A tymczasem w Danii...

To content | To menu | To search

Powrót do szkoły czyli dlaczego powiedzenie 'zrobić coś od A do Z' nabiera w Danii zgoła innego znaczenia.

Chronologicznie powinno być o pięknym czasie świąt Bożego Narodzenia, ale ponieważ chronologię mam w dupie, a fotki ze świąt jeszcze nie obrobione, będzie o szkole. Bo z początkiem Nowego Roku, parę dni temu, na stare lata wróciłam do szkoły! I to nie uczyć, nie nie nie, ale studiować. Szkoła jest w Århus i nazywa się Lær dansk:

http://laerdansk.dk/en/aarhus/

Chodzi się do niej 4 razy w tygodniu, od poniedziałku do czwartku, od 13 do 15.45, w czym jest jedna półgodzinna przerwa. Najpierw, na początku grudnia, było interview, które trwało pół godziny i wyraźnie im powiedziałam, że chciałabym zajęcia ranne, wtorek- piątek od 9.45 do 12.30, pan, z którym rozmawiałam, to skrzętnie zanotował, ale jak przyszło co do czego, to przysłali list, że mam je po południu, w innych dniach. No comments. Oczywiście, wysłałam im mejle i osobiście byłam już 2 razy w sekretariacie, żeby mi to zmienili, ale i tak zrobią jak im będzie pasowało.

Moja klasa liczy 15 osób, z których na razie pojawiło się 9 i są to takie narodowości:

- Wielka Brytania - 1 osoba

- Grecja - 2 osoby

- Rumunia - 2 osoby

- Turcja - 1 osoba

- Filipiny - 1 osoba

- Polska - 2 osoby

Zajęcia są z dwiema nauczycielkami, Ingą i Bente, jedna ma z 50 parę, może 60 lat, druga może trochę więcej, ale są bardzo fajne i uczą z dużym entuzjazmem. Może dlatego, ze mają pewnie ze 12 godzin dydaktycznych w tygodniu i chce im się...

Kurs jest intensywny i codziennie mamy prace domowe. Oczywiście najwięcej radości jest z fonetyką, wymową, bo Duńczycy mają bardzo dużo samogłosek, zadziwiająco wiele moim zdaniem, konkretnie 14 (my 8 w Polsce) plus dyftongi plus dochodzi różnica w ich długości. No i oczywiście, to co napisane czyta się zupełnie inaczej. Albo połowy wyrazu nie czyta się w ogóle. Albo nawet zmienia się głoski. Nieźli figlarze ci Duńczycy...Jak jechałam tu pierwszy raz pociągiem, na terenie Danii ogłoszenia i zapowiedzi są już po duńsku, patrząc na papierowy plan podróży i słuchając zapowiedzi: Næste station i nazwa, miałam wrażenie, ze jadę zupelnie gdzie indziej, tak przekręcali te wyrazy. Nie wysiadłam tylko dlatego, że był to pociąg bezpośredni.

Duńczycy to też naród, który nienawidzi głoski D i wymawia ją normalnie tylko na początku wyrazu. W środku albo na końcu wyrazu albo całkiem ją ignorują, albo mówią coś na kształt L z dźwięcznym angielskim TH. Tak więc słynne słówko 'tilbud' wymawia się bardziej jako tilbul....

No i alfabet.... Ponieważ nawet w tym muszą być cholernie oryginalni, ostatnią literą alfabetu wcale nie jest Z:


IMG_0319.JPG

Na samym końcu umieścili swoje samołoski, czyli Æ, Ø i Å, tak więc zrobić coś od A do Z ma u nich raczej inne znaczenie.

Oczywiście, wielkim szczęściem jest to, że gramatykę mają dość prostą jak na razie ( hiszpański też na początku był łatwy pod tym względem...), ale wymowa to dramat. Czeka mnie mozolna praca, bo na razie tych cholernych różnic w samogłoskach nie słyszę, a co dopiero je wyprodukować. Ale co tam, ten język mam tu naokoło, co trochę mi pomaga. Więc nie narzekam. Za bardzo. Bo na narzekanie to oni mają jedną odpowiedź: duński nie może być trudny, bo to przecież prawdziwy angielski, tylko Anglicy zlośliwie wszystko poprzekręcali, a angielski każdy zna, więc jaki problem? Żaden. Spoko. Nu lærer jeg dansk. Jeg hedder Asia og jeg bor i Hadsten med min kæreste Kim. Vi ses i morgen. Hej hej!